Internet zmienił wszystko (na gorsze). Oblicza kryzysu technologicznego i postulowane strategie oporu

Rozwój nowych technologii miał pomóc w realizowaniu mitu o powszechnej szczęśliwości, gdzie żmudne obowiązki wykonywane są przez sprawnie działające maszyny, większość poważnych chorób jest już uleczalna, a ludzie mogą skupić się na budowaniu pogłębionych relacji i spędzaniu czasu ze swoimi bliskimi. Stało się jednak zupełnie inaczej. Nowe technologie faktycznie zdominowały nasze życia, jednocześnie przyczyniając się do degeneracji naszego gatunku. Wiemy już z całą pewnością, że ich powszechna obecność niesie ze sobą dziesiątki negatywnych konsekwencji. Wśród nich wymienia się m.in. kult pracoholizmu, spłycenie relacji międzyludzkich, niski poziom umiejętności komunikacji, polaryzację opinii, upośledzony rozwój kompetencji społecznych i kognitywnych u dzieci, problemy z krytycznym myśleniem, a także eksploatowanie osób o słabszym kapitale społeczno-ekonomicznym i pogłębianie nierówności społecznych.

Stoimy w obliczu kryzysu technologicznego, a uporanie się z nim jest, obok kryzysu klimatycznego, największym wyzwaniem ludzkości. W obu przypadkach winnymi są korporacje i sprzyjające im niewydolne instytucje państwowe, niebędące w stanie wprowadzać i egzekwować odpowiednio rygorystycznych regulacji, a jednak poszukiwanie rozwiązań przerzucane jest przede wszystkim na konsumentki i konsumentów. I tak, w kontekście kryzysu klimatycznego namawiani jesteśmy do ograniczania wykorzystania plastiku w życiu codziennym (w tym koniecznie do rezygnacji z rurek do picia zimnych napojów!) i ograniczania śladu węglowego, m.in. poprzez zarzucenie poruszania się samochodami. Natomiast w przypadku kryzysu wywołanego nieograniczoną obecnością nowych technologii, rozwiązaniem ma być częstsze odkładanie telefonu, wyszarzenie jego ekranu oraz usunięcie najbardziej uzależniających aplikacji.

Jednoręki bandyta w twojej kieszeni

Ponad 70% amerykańskich nastolatek i nastolatków zauważa, że firmy technologiczne manipulują nimi tak, aby spędzali oni jak najwięcej czasu korzystając z ich produktów. W Polsce już niemal 60% osób dorosłych korzystających ze smartfona próbuje ograniczyć przeznaczany na to czas. To zauważalne sygnały rosnącego ruchu oporu wobec wszechobecności tych urządzeń w naszym życiu społecznym. Towarzyszy mu coraz częściej wygłaszane przekonanie, że niezbędne jest również wprowadzenie strukturalnych mechanizmów ograniczających oraz kontrolujących rolę smartfonów oraz tworzonych na nie aplikacji.

To nie brak silnej woli sprawia, że godzinami przesuwamy aktualności na Facebooku i Instagramie czy błyskawicznie reagujemy na każde powiadomienie pojawiające się na ekranie telefonu. To nierówna walka o naszą uwagę, w której stoimy na z góry przegranej pozycji. Nasze telefony to maszyny hazardowe, zaprojektowane w bardzo przemyślany i wysoce uzależniający sposób. Częścią ich nieodpartego uroku jest to, że wygrana (taka jak powiadomienie, polubienie czy wiadomość) pojawia się relatywnie rzadko i jest niepewna. Osoby projektujące te urządzenia oraz aplikacje na nie, korzystają z mechanizmów nieregularnego wzmocnienia. Oznacza to, że tym chętniej i bardziej konsekwentnie powtarzamy swoje działania, im bardziej otrzymywana nagroda jest przydzielana losowo. Nie sięgamy po swoje telefony kilkadziesiąt razy na godzinę po to, aby odczytać otrzymane powiadomienia. Robimy to, ponieważ ekscytuje nas perspektywa ich otrzymania, możliwość, na którą nie mamy w pełni wpływu.

Przeglądanie niekończącego się strumienia aktualności wprowadza nas w tzw. flow, a więc stan, w którym zapominamy o wszystkim innym, a świat zewnętrzny w zasadzie przestaje istnieć. Badaniem zjawiska „przepływu” zajmował się Mihaly Csikszentmihalyi na początku lat 90-tych XX wieku. Ten pełen skupienia stan kojarzony był wtedy z wykonywaniem zadań, które uszczęśliwiają i pozwalają się rozwijać oraz poświęcaniu się w pełni aktywnościom – związanym z życiem zawodowym czy realizowaniem prywatnych pasji. Obecnie wiedza o tym zjawisku wykorzystywana jest przez osoby projektujące aplikacje, tak aby ukraść naszą uwagę i odwrócić ją od wszystkiego, co ma znaczenie i przekierować ją na przeglądanie trywialnych aktualności w niekończących się strumieniach mediów społecznościowych.

Co więcej, platformy te nie tylko kradną naszą uwagę, ale też wspierają tworzenie się nowych podziałów społecznych. Jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się, że wystarczy podnieść kompetencje medialne, aby uniknąć ryzyka pogłębiania się nierówności. W dyskursie tym zupełnie nie poruszano zagadnienia odpowiedzialności gigantów medialnych, nowych spółek technologicznych i producentów urządzeń, które zaczęły dominować naszą uwagę. Dzisiaj wiemy już, że stałe podnoszenie indywidualnych kompetencji nie ochroni nas np. przed upowszechnieniem się tzw. deepfakes (a więc treści cyfrowych tworzonych za pomocą sztucznej inteligencji, które mogą przedstawiać dowolnie wybraną osobę mówiącą dowolne treści). Czyni się nas odpowiedzialnymi za pojęcie funkcjonowania algorytmów, które tworzone są w oparciu o wszelkie słabości ludzkiej psychiki, zaś ich wysoki poziom złożoności niemal uniemożliwia zrozumienie.

Nowe technologie trują bardziej niż papierosy

„Sprawdzanie <<lajków>> to nowe palenie”, twierdzi Cal Newport, autor książki Digital Minimalism: On Living Better With Less Technology, dodając, że twórcy platform social mediowych powinni już przestać udawać, że są niewinnymi hakerami, którym zależy na budowaniu lepszego świata. W istocie, nie różnią się oni niczym – może poza wyborami modowymi – od producentów tytoniu. Steve Jobs – jak przyznał w rozmowie z dziennikarzem The New York Times – nie pozwalał swoim dzieciom na korzystanie z innowacyjnych urządzeń, które bezpardonowo wprowadzał w życie setek milionów osób, na stałe odmieniając sposób w jaki prowadzimy swoje życie prywatne i społeczne. To nie jest odosobniony przypadek; o czerpaniu przykładu z Jobsa coraz częściej mówią ci, którzy tworzą nowe technologie lub zajmują się ich wpływem na rozwój i dobrostan człowieka.

Inaczej, niż w przypadku przemysłu spożywczego czy tytoniowego, działalność platform internetowych jest obecnie regulowana w bardzo niewielkim stopniu. Prawo i tworzący je ludzie nie nadążają za zmianami idącymi za upowszechnieniem się nowych technologii. Przekonała się o tym chyba każda osoba oglądająca rok temu przesłuchanie Marka Zuckerberga przez komisje senackie w USA. Skoncentrowany prezes Facebooka, odpowiadający na pytanie o model biznesowy swojej platformy (“senatorze, wyświetlamy reklamy”) czy w nieskończoność uchylający się od odpowiedzi na pytania potencjalnie najbardziej ryzykowne dla niego i jego biznesu, to już ikoniczne sceny, które tak dobrze jak mało inne obrazy oddają sytuację, w której znajdujemy się jako ludzkość u progu trzeciej dekady XXI wieku. Obrazu dopełnia fakt, że po groteskowym przesłuchaniu nie nastąpiły żadne poważne kroki, Zuckerberga nie pociągnięto do odpowiedzialności za setki znanych już uchybień dokonanych przez jego platformę.

W ostatnich miesiącach wśród amerykańskich komentatorów pojawiają się coraz liczniejsze głosy o konieczności jak najszybszego zaktualizowania regulacji antymonopolowych, które ograniczą nieskończony wzrost platform takich jak Facebook, Amazon czy Google. Dla pełnego kontekstu: Google ma obecnie ponad 90% udziału w rynku wyszukiwarek internetowych, zaś należący do tej firmy Android, mobilny system operacyjny, ma ok. 75% udziału w rynku. Do Amazona należy 70-80% udziału w rynku sprzedaży ebooków, Facebook ma natomiast niemal 70% udziału w rynku mediów społecznościowych.

Od cheerleadera do aktywisty

„Spędziłem trzydzieści cztery lata swojego zawodowego życia, będąc techno-optymistą. A potem wydarzyły się wybory w 2016 roku” pisze Roger Mcnamee w książce Zucked: Waking Up to The Facebook Catastrophe. Ten obecnie 63-letni amerykański biznesmen jeszcze do niedawna był znanym ewangelizatorem technologii, dzisiaj jednak jest bardziej rozpoznawalny jako wpływowy krytyk platform internetowych takich jak właśnie Facebook, Instagram (kupiony przez Facebooka w 2012 roku) czy YouTube.

Według Mcnamee’a nie ma cienia wątpliwości, że platformy internetowe czynią więcej złego niż dobrego. Facebook – liczący obecnie więcej użytkowniczek i użytkowników niż najpopularniejsze religie – stanowi poważne zagrożenie dla demokracji, bezpieczeństwa mniejszości wyznaniowych i kulturowych oraz zdrowia publicznego. YouTube bez ograniczeń udostępnia treści szkodliwe dla najmłodszych, a także wspiera promowanie dezinformacji oraz umożliwia rekrutację do ruchów ekstremistycznych.

„Wynieśliśmy technologię na piedestał. To był błąd. Pozwoliliśmy, aby przemysł sam stworzył i wprowadził własne zasady. To również był błąd. Wierzyliśmy, że nie skrzywdzą one osób, które z nich korzystają ani demokracji. To był gigantyczny błąd, którego nadal nie naprawiliśmy| bije się w piersi Mcnamee, jeden z pierwszych inwestorów Facebooka. |Moja własna droga od cheerleadera do aktywisty była walką. Musiałem stawić czoła nieprzyjemnym faktom dotyczącym platform, w których byłem inwestorem i doradcą, a także temu jak sam korzystam z technologii. To nie przysporzyło mi popularności w Dolinie Krzemowej, ale było konieczne” dodaje patetycznie. Odwołując się do swoich kapitalistycznych korzeni, stwierdza, że w innym przypadku zgodziłby się z tym, aby pozostawić te platformy samym sobie, wierząc, że – prędzej czy później – rynek samodzielnie je ureguluje. Uważa jednak, że znajdujemy się w historycznym momencie i nie nakładając na osoby tworzące nowe technologie odpowiednich regulacji, pozwalamy, aby organizacje te bezkarnie niszczyły każdy istotny sektor gospodarki oraz konsekwentnie osłabiały systemy demokratyczne. Zucked jest jedną z kilkudziesięciu publikacji (prasowych i książkowych), które ukazały się w ciągu ostatniego roku i które mają zwrócić uwagę opinii publicznej oraz decydentów na konieczność podjęcia jak najszybszych kroków w obliczu kryzysu wywołanego przez nowe technologie.

Wartości libertariańskie a istota człowieczeństwa

Nie sposób myśleć o platformach internetowych, nie odnosząc się do wartości stojących za tworzącymi je ludźmi. Jedną z najpopularniejszych w Dolinie Krzemowej doktryn jest libertarianizm, wskazujący wolność osobistą jako kluczową wartość. Jeśli jednak przyjrzeć się nowym technologiom, można zauważyć, że nie oferują one realizacji tej wartości, wręcz przeciwnie. Osoby korzystające z najpopularniejszych aplikacji pozbawiają się ich autonomii, natomiast z nieskrępowanej wolności korzysta w istocie niewielkie grono inwestorów z Doliny Krzemowej.

Ten paradoks prowadzi nas do klasycznych filozoficznych pytań o istotę człowieczeństwa. Jak powinniśmy je definiować w zmieniającym się świecie? Co rzeczywiście oznacza dla człowieka bycie w tym świecie? Jak chcemy się odnieść do faktu, że coraz więcej naszej samoekspresji dokonuje się za pomocą narzędzi, których popularność nie sprzyja naszemu człowieczeństwu i które sprawiają, że nasza aktywność doprowadza do bogacenia się wybranej grupy osób? I – wreszcie – czy możemy odzyskać utraconą wolną wolę?

Wśród strategii oporu wobec nowych technologii pojawiają się eskapistyczne próby odcięcia się od internetu w ogóle, pozbycie się smartfona (w wersji radykalnej: pozbycie się telefonu komórkowego w ogóle) czy usuwanie wybranych aplikacji z telefonu oraz ograniczanie do nich dostępu dzieciom. Pojawiają się też jednak strategie noszące znamiona bardziej projektów tożsamościowych, skupiające się na wprowadzaniu „uważności” w każdą ludzką aktywność, w tym również w korzystanie z nowych technologii. Nie przypadkiem organizujący głośną niedawno konferencję Humane. A new agenda for tech zaprosili Trudy Goodman i Jacka Kornfielda do aktywnego w niej udziału. Oboje od kilkudziesięciu lat działają na rzecz upowszechnienia się tzw. praktyki mindfulness, a więc – zakorzenionej w buddyzmie – uważności, skupieniu na bieżącej chwili. Goodman i Kornfield zaprosili zebranych do krótkiej medytacji, przypominając że każdy oddech jest tym momentem, w którym możemy na nowo „zakotwiczyć się” w aktualnie doświadczanej rzeczywistości, rezygnując z wirtualnych wyobrażeń na jej temat. Bez względu na to, czy ta wirtualna rzeczywistość powstaje w naszej głowie w postaci nieskończonego strumienia myśli i towarzyszącym mu dialogów i monologów, czy też ma ona postać aplikacji cyfrowej, od której trudno nam się oderwać – zawsze możemy wrócić do oddechu, który towarzyszy nam przez całe życie.

Bez wątpienia, jest to praktyka indywidualna, do tego o charakterze mocno klasowym. Jednak tym, co pociąga w tym rozwiązaniu, jest fakt, że spośród rozlicznych taktyk samoograniczania się, narzucania na siebie nakazów i zakazów o niemal purytańskich korzeniach, ta jest niemal samowyjaśniająca się. Wszak oddech jest tym, co bez wyjątku łączy każdą z żyjących osób i towarzyszy nam przez całe nasze życie. Tym więc, co możemy zrobić dla siebie (i – tym samym – dla tworzonych przez nas społeczeństw i narodów) już dzisiaj jest świadome, uważne oddychanie.

Ludzki paradygmat projektowania cyfrowego

Dochodzimy do historycznego momentu w historii ludzkości, w którym możemy obserwować u naszego gatunku zanikanie wolnej woli. Od kilku lat głośno o tym mówi Tristan Harris, dyrektor i współzałożyciel Center for Humane Technology i inicjator ruchu Time Well Spent. W 2017 roku został on nazwanym jednym z 25 ludzi kształtujących przyszłość przez magazyn Rolling Stone, a rok później jego nazwisko pojawiło się na prestiżowej liście „40 Under 40” Forbesa. Podobnie jak w przypadku innych osób głośno krytykujących praktyki tworzenia produktów cyfrowych, Harris zna ten świat od podszewki. Pracując przez kilka lat w Google’u obserwował – i współtworzył – wprowadzane rozwiązania, których jedynym celem było zmaksymalizowanie czasu korzystania z urządzenia czy produktu cyfrowego.

To produkty, które oferowane są nam za darmo, stanowią największe ryzyko dla naszego zdrowia, bezpieczeństwa, a także przyszłości społeczeństw i narodów, które stanowimy. Płacimy za nie tym, co najcenniejsze: swoją uwagą, danymi osobowymi, prywatnością, zdrowiem fizycznym, psychicznym i możliwościami intelektualnymi. Umożliwiamy, aby stale i w nieograniczony sposób wpływały na nas podmioty, które w największym stopniu zagrażają naszym swobodom obywatelskim. Decydujemy się na to w zamian za dostarczane przez te aplikacje strumienie pozytywnego wzmocnienia, realizację potrzeby społecznego uznania czy zwiedzeni obietnicą oferowanej przez niewygody. “Darmowy model biznesowy jest w istocie najdroższym, jaki kiedykolwiek stworzyliśmy” przekonywał Harris podczas niedawnej konferencji Humane. A new agenda for tech.

Zdaniem Harrisa, podstawową misją gigantów technologicznych powinno być wspieranie korzystających z nich osób w rozwiązywaniu problemów kluczowych dla ich życia. Tym, czego powinniśmy oczekiwać od innowacyjnych platform, powinno być ściganie się w rozwiązywaniu problemów ludzkości, nie zaś skupienie na nieskończonym wzroście i monopolizowaniu wybranego sektora rynku. Kryterium wartości produktu nie powinien być zatem czas spędzony na korzystaniu z aplikacji czy urządzenia, a „czas dobrze spędzony”. Harris wierzy, że jest to możliwe wraz z upowszechnianiem się świadomości konsekwencji korzystania z urządzeń i aplikacji, które projektowane w obecnym paradygmacie. Co więcej, uważa on, że aby wprowadzić tę zmianę, wystarczy do niej przekonać tysiąc osób. Tysiąc osób, które obecnie decydują o kształcie najpopularniejszych produktów cyfrowych – a tym samym o kształcie naszego życia. Jeśli ten symboliczny tysiąc osób podejmie decyzję o tym, że tworzone przez nie aplikacje mają faktycznie służyć ludziom i mają być tworzone w nowym „ludzkim” paradygmacie projektowania, możemy obudzić się w innym, lepszym świecie.

Czy możemy zaufać tysiącowi osób, że przedłoży dobro wspólne nad partykularnym interesem? Jak dotąd, żadna z inicjatyw ruszenia status quo opartego o dobrobyt mitycznego jednego procenta, nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Możliwe więc, że nie mamy już – jako ludzkość – żadnych szans. Może to dobra pora, aby odetchnąć i pójść na spacer?

—————————–

Pisząc artykuł korzystałam m.in. z następujących źródeł:

Adam Atler, Uzależnienia 2.0. Dlaczego tak trudno się oprzeć nowym technologiom, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018

Jamie Bartlett, Ludzie przeciw technologii. Jak internet zabija demokrację (i jak ją możemy ocalić), Sonia Draga, 2019

Nick Bilton, Steve Jobs Was A Low-Tech Parent, “The New York Times”, dostęp online 03.05.2019 https://www.nytimes.com/2014/09/11/fashion/steve-jobs-apple-was-a-low-tech-parent.html

CHT Presents Humane: A New Agenda For Tech, dostęp online 03.05.2019 https://vimeo.com/331897593

Hannah Fry, Hello World: Being Human in the Age of Algorithms, W. W. Norton & Company, 2018

Komunikat z badań CBOS, NR 99/2017, Warszawa, sierpień 2017, ISSN 2353-5822, Korzystanie z telefonów komórkowych, dostęp online 03.05.2019 https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2017/K_099_17.PDF

Janor Lanier, You Are Not a Gadget: A Manifesto, Knopf, 2010

Roger Mcnamee, Zucked: Waking Up to The Facebook Catastrophe, Penguin Press, 2019Cal Newport, Digital Minimalism: On Living Better With Less Technology, Portfolio Penguin, 2019

Social Media, Social Life: Teens Reveal Their Experiences, Common Sense Media, dostęp online 03.05.2019 https://www.commonsensemedia.org/social-media-social-life-infographic

Jonathan Taplin, Move Fast and Break Things: How Facebook, Google, and Amazon Cornered Culture and Undermined Democracy, Little, Brown and Company, 2017

(Visited 610 times, 1 visits today)

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

8 − 2 =

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Poprzedni wpis Następny wpis